Uczę się piec ciasta drożdżowe :) Dwa dni temu były bułeczki z nadzieniem dżemowym, które znikły w niewyjaśnionych okolicznościach;p a dzisiaj idąc za ciosem, ciasto drożdżowe, takie normalne, klasyczne, bez udziwnień. Zanim zaczęłam przewertowałam przepisy książkowe które mam, i odezwała się moja chytra natura. W powyższych przepisach na 1 kg mąki należy dodać od 8 do 10 żółtek, co moim zdaniem byłoby rozrzutnością a wręcz marnotrawstwem. Podumałam i poleciałam do teściowej z pytaniem jak ona robi drożdżowe i oto przepis mojej teściowej, która piecze "na oko" :) Z podanego przepisu wychodzą 2 duże blachy, mniejszym łakomczuchom radze podzielić proporcje na połowę.
Składniki:
10 dkg drożdży
litr mleka
kostka masła lub margaryny
5-6 żółtek ( muszę wymyślić co zrobić z białkami)
ok 2kg mąki
szklanka cukru, cukier waniliowy
Wykonanie
Podgrzałam mleko, tak by po włożeniu palca było ciepłe, ale nie parzyło. W innym garnuszku roztopiłam tłuszcz. Do niewielkiej miski pokruszyłam drożdże, posypałam łyżką mąki i łyżką cukru, zalałam odrobiną ciepłego mleka ( tak by przykryć drożdże), wymieszałam trochę i odstawiłam w ciepłe miejsce.
Do większej miski przesiałam 1,5 kg mąki dodałam zmiksowane żółtka z cukrem, resztę mleka i drożdże, które już zdążyły "ruszyć", trzeba połączyć składniki i wyrabiać ręką. Dodałam tłuszcz, w dwóch ratach, moim zdaniem lepiej jest wtedy to wszystko połączyć, i teraz magiczna czynność wyrabiać, podsypywać mąką, wyrabiać...podsypywać i tak do momentu aż ciasto zacznie odchodzić od miski, odklejać się od rąk, jest giętkie, sprężyste i do niczego się nie przykleja! Uwielbiam właśnie ten moment, tego pulchniutkiego, mięciutkiego ciasta. A jak już uda się uzyskać ten stan to siup na blachę (ja wykładam papierem do pieczenia, inni natłuszczają, jak kto woli) rozkładam w miarę równo i do piekarnika. Temperatura 160 stopni, grzałka górna i dolna
(podobno nie wolno termoobiegu włączać), i tak 35-45 minut. Przed chwilą moje wyciągnęłam,wyglądają i pachną PYSZNIE:)
I teraz dwie uwagi, w mojej mądrej książce kucharskiej pisało że drożdże nie potrzebują cukru by "ruszyć", może inne i nie potrzebują, moje bez cukru nie ruszyły, dopiero gdy go dodałam to zaczyn zaczął pracować.
Druga uwaga, "ciepłe miejsce" chyba każdy w swoim domu ma inne, ja u siebie znalazłam ciepłą podłogę w łazience, przynajmniej teraz kiedy chodzi ogrzewanie:)